malutkie rączki siły..
..czułam, że coś łapie mnie za ręce i tak mocno, mocno ciągnie do góry. czasem ktoś poluzował. ja zaczęłam się wyślizgiwać, ale nigdy nie spadłam.. nigdy te małe duszki mnie nie upuściły. trzymały tak silno, że choć nie wiem, jak bardzo bym chciała to zostałabym dalej, tam u góry..
kiedyś one nie wytrzymały. zabrakło im sił. wolno spadałam. pozwalały cieszyć się chwilami w chmurach i upuszczały coraz wolniej i wolniej..
miałam więc czas żeby powoli przyzwyczajać się do zbliżającego sie dna. ale te kilka miesięcy nie wystarczyły do tego, żeby uwierzyć w to, że moge posiadać jakąkolwiek siłe. gdzieś tam u góry mi ją zabrano. ..bo za mocno trzymałam..
ciężki wczorajszy dzień. szczególnie wf. teraz boli nos, głowa i szyja. nie ma to, jak upadać z bezsilności na twardą podłoge.. dziękuje JEMU.. że choć przez chwilę przy mnie był. bo to między innymi dzięki temu mogłam płakać z bólu i śmiać się równocześnie.. akurat tego sie po nim nie spodziewałam..
a teraz czekam na rodziców. jak pięcioletnie dziecko chcę już do mamy i do taty..
bo jest mi źle..