...:...Pewnego dnia...:...
,,(...) Pewnego dnia starsze zmówiły się, żeby go udusić. Przykryły mu twarz szmatami, kocami i słomą, a na wierzchu położyły dla ciężaru cegły. Kiedy następnego dnia madame Gaillard go odkopała, był przyduszony, zmiętoszony, siny ale żywy. Dzieci próbowały jeszcze parę razy - na próżno. (...) Wolały go nie dotykać. Brzydziły się go jak tłustego pająka, którego człowiek wzdraga się rozdusić ręką. (...) Gdy podrósł, zrezygnowały z morderczych zamachów. Pojęły widać, że jest niezniszczalny. (...) Po prostu przeszkadzało im, że istnieje. Nie pachniał im. Czuły przed nim strach..."
Każdego dnia siedze pod cięzarem kilku ciegieł, przykryta tysiącami kocy. Za każdym razem jestem sina, zmęczona i przyduszona. Fakt mojego istnienia jest dość bolesny. Bo każda chwila to czekanie, aż następna osoba będzie starała się zrobić wszystko żebym JA przegrała... Pomimo wszelkich starań ja tu ciągle jestem. Chociaż już powoli tracę coś, co jest TU najważniejsze. Wiarę w siebie... Można powiedzieć, że już jej nie posiadam... Tęsknie za tym, jak kiedyś potrafiłam sobie z tym wszystkim radzić. Tylko, że wtedy był ktoś, kto pomógł. Ktoś, kto za każdym razem podnosił na duchu i wzmacniał tą wiarę. Każdego dnia rodziłam się na nowo, z nAdZiEjĄ na lepszy dzień. Kiedyś nadszedł jeden koniec... Kiedy będzie kolejny...
bo ja nie jestem niezniszczalna...
W tle ''Heartbeats".