Bez tytułu
Po raz pierwszy mam taki hamulec... Widocznie nie jest przeznaczone mi pisanie tej notki...COS w srodku sie sprzeciwia...To zapewne to samo, co ciagle wytyka mi moje porażki, błędy i sie z nich smieje... Juz dluzej tak nie moge... Brakuje mi tylko jednego... SpOjRzEnIa, ktore za kazdym razem daje sily, podnosi na duchu i ''umacnia'' wiare w to, ze wszystko bedzie oK... Ale kiedy jego brakuje? Wtedy tworzy sie pustka.. Pustka, ktorej ja sama nie potrafie wypelnic... Bo to cos w rodzaju kwiatka, ktory bez pomocy nie urosnie... Teraz wszystko jest dla mnie trudniejsze... Kazdy najdrobniejszy nawet wysilek kosztuje mnie tak wiele... Bo wiem, ze to co zrobie to nie bedzie mialo sensu..Bo po co i dla kogo? DLa siebie?! Jest sens? Tak...wiem...Jest...I do czasu o tym wiedzialam... Teraz nie wiem...
Po stracie TAK bliskiego przyjaciela wszystko sie zmienilo; jedyne co sie nie zmienilo to zaufanie do innych....Nadal uFaM...Za bardzo...; Kiedy jego nagle zaczelo brakowac, ja zaczelam szukac sensu...Sensu wszystkiego. Nie moglaM go odnalezc. Dziwne? Alez skad... Kazdy wieczor opieral sie wtedy na pol godzinnej rozmowie z nim przez telefon, a kazde kolejne minuty po niej na czekaniu na nastepnego smsa...Kiedy one nie przychodzily, moj dzien zaliczalam do tych mniej udanych... W szkole...Oczekiwanie na to az on podejdzie, usiadzie i pogada, a na lekcjach lisciki...Ciągle...Bez przerwy...Wiec jak do cholery moglo potem byc mi dobrze skoro on tworzył kAżDy mój dzień?! A własnie ze moglo...
Sama sie temu dziwilam kiedy tak nagle w moim pamietniku napisalam slowa, ze zApOmNiAłAm...Ja zapomniałam?! Tak...Wlasnie tak....Bo pojawil sie czlowiek, ktory pomogl...Nie...Po raz kolejny moze to napisze, ale w zadnym wypadku nie byl ''lekarstwem'' po stracie tamtego... Ehh...
<<~I nEeD yOu~>> może nie powinnam ale naprawde potrzebuje...bo przeciez... ''bEz ZoBoWiĄzAń"...